niedziela, 10 lutego 2013

weekend...

...jak to weekend, obfituje w barwność i jaskrawość. Dziesiątki spotkań i rozmów. Spotykam się z najróżniejszymi komentarzami i opiniami, od totalnego poparcia (dzięki Maćku!), przez pobłażliwą kpinę ("co robi Krycha, gdy włącza laptopa? - opróżnia kosz!"), po zupełną krytykę. To fajnie, właśnie tak ma być. Ja tymczasem produkuję lecza, sałatki, gulasze, zupy i ciasta. W piątek powstała potrawka wieprzowa (znowu odstępstwo od vege...), postanowiłam bowiem wyczyścić zamrażalnik z dawno zeskładowanych tam rzeczy. Jeśli ktoś zna odpowiedź na pytanie, skąd u czorta wzięło się tam mięso z sosem i kaparami, niech mnie uprzejmie poinformuje - ja w każdym razie, ani żadna z moich Pań, jego pochodzenia nie zna. Było jednak nad wyraz smakowite w połączeniu z sosem z cebuli, papryki i oliwek (Sowa...).

Z wielką radością spieszę donieść, że mamy w Poznaniu nowy squat. Wreszcie ktoś wziął w swoje ręce tę zabitą dyktą kamienicę na rynku; 2 tysiące metrów kwadratowych czeka na zagospodarowanie na cele mieszkalne, kulturalne, imprezowe, artystyczne. Ekipa jest silna i zgrana, sympatyków nie brakuje, wierzę więc w sukces, byle tylko uniknąć problemów z władzami miasta....

W powietrzu czuć już wiosnę (wątłą, ale mówię wam, że już ją czuć) i w sobotnie rano pobiegliśmy na Debinę troszkę wchłonąć tej wiosny i przy okazji wytrząść skutki nocy. Noc piątkowa skończyła się bowiem grzankami francuskimi o czwartej rano (z chleba z Limaro i bananowych drożdżowych ciastek, które zostały po AFRYmind'owej akcji). Nie biegałam całą zimę, tymczasem formę mam znakomitą (ashtanga zrobiła swoje, po kryjomu, po cichu), półmaraton zamierzam pociąć w godzinę i czterdzieści pięć minut. Bieganie stało się standardem; biegają wszyscy, dla schudnięcia, urody, kondycji, wyczynu, lansu i Bóg raczy wiedzieć po co jeszcze. Lubię to!

Popołudniową porą stworzyłam dwa prezenty: chleb mleczny z sezamem, na zakwasie, dla Agaty; i marcepanowo-cynamonowy mus jabłkowy dla Piotruli. Jabłek użyłam rodzicowych, jeszcze z jesieni, bo nie każdy musi mieć ochotę na te z odzysku; syrop amaretto dostałam kiedyś w użytkowanie od Natalki. Uwielbiam kulinarne prezenty, najlepiej takie spersonifikowane; chciałabym kiedyś opatentować omnomnom (czyli "markę", którą etykietuję moje wytwory) i może rozszerzyć trochę działanie....może kiedyś....ehhh, kiedyś zamieszkam w domu z kamienia nad oceanem, będę mieć konie i koty i piec chleb dla szczęśliwych ludzi. A propo's chleba, planuję mocniej się w tym zakresie wyspecjalizować. Efekty na razie są zadowalające. A faworki w wykonaniu Agaty i Bartka...dużo bardziej niż zadowalające. Zjadłam ich ze dwieście, nie żartuje, i dobiłam pavlovą. W poniedziałek trzeba będzie trochę oczyścić organizm....

Doskonałej niedzieli!




2 komentarze:

  1. Proszę o przepis na chleb! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałam odnośnik do przepisu na ten chleb, zobacz wyżej, ja wrzucam doń różne dodatki - tym razem był to sezam biały i czarny.

      Usuń