wtorek, 5 lutego 2013

po co?

Nie chciałam pisać o podłożu ideologicznym, jednak muszę odpowiedzieć na pytanie, które zadało mi już wiele osób. Po co to wszystko? Czemu ma służyć?

Cóż, jest eksperymentem. Jak to z eksperymentami bywa, ma na celu sprawdzenie, co się stanie, gdy zrobimy coś, co jeszcze nie zostało zrobione. Jest to bardzo osobiste doświadczenie; dla wieloletnich freeganów będzie durną zabawą, dla poważnych ludzi - powodem do wstydu lub kpiny, dla racjonalistów - próbą zwrócenia na siebie uwagi. Ile osób, tyle opinii, i nawet nie wiecie, jak mnie to cieszy. 

 A więc - po co?

Po pierwsze, po to, by sprawdzić czy mogę. Tak, jak sprawdziłam, że mogę żyć bez kawy, bez mięsa, bez telewizora. Dotychczasowe testy przechodziły lekką ręką, wierzę więc i w powodzenie tego. To moja osobista praca ze sobą, ze swoim ciałem i umysłem, z postrzeganiem świata i "używaniem" go.

Po drugie, po to, by nieco zakrzywić stereotypy. "Ciociu, czy to prawda, że Krysia grzebie w śmieciach?" - pyta 14-letni Adaś. Tak, to prawda, grzebie. Wykwalifikowany psycholog, terapeuta, magister z dwoma dyplomami, antropolog, autor naukowych tekstów, dziecko z dobrego domu, córka mądrych i poważnych ludzi, samodzielna, rozsądna, inteligentna siostra robiącego świetną karierę Brata, autorytet wielu dzieci i ich rodziców - zawija rękawy i sięga między odpady. Czyli do świata zarezerwowanego dotąd w naszych głowach dla niżu społecznego, bezdomnych, alkoholików, żulerki, meneli spod monopolowego, śpiących na dworcu narkomanów. Zaglądając do kontenera zaglądam do innego świata - i staję się kim innym. Kimś, komu nie należy się szacunek, kogo trzeba przegonić, a w najlepszym razie zignorować. Kimś brudnym, gorszym, odpychającym. Popatrzcie na mnie, czy jestem odpychająca? Nie próbuję nawiązać z nikim kontaktu, wejść między przysłowiowe wrony, nie robię przecież antropologicznych badań (choć na Łazarzu byłyby bogate we wnioski). Chcę troszeczkę zagrać na nosie tym, którzy uważają się za kogoś lepszego, bo stać ich na zakupy w Almie. Nie popadam przy tym w samozachwyt, ale nie ukrywam, że czuję się trochę dumna z tego kroku. Kroku do dna własnej świadomości świata, konsumpcji, globalnego "kup", "miej", "zjedz". Kolejnego kroku do życia ponad prostym przełożeniem pieniądza na jakość życia.

Po trzecie, szlag mnie jasny trafia, gdy czytam o marnujących się tonach żywności. Nie będę przytaczać tu danych, są w linkach po prawej stronie. Widziałam świat, w którym to, co my wyrzucamy, dla całej rodziny stałoby się pełnowartościowym posiłkiem. Z sympatii i życzliwości dla Habiby i Maurice'a z sierocińca w Ukundzie, księdza z Timau, Briana z Nairobi, Simata z Maji Moto, Sangye z Tybetu, wychowanków Sonu z Delhi i tysięcy bezimiennych, anonimowych ludzi spotkanych gdzieś po drodze - nie wrzucę do kosza tego, co oni zjedliby na kolację lub przynajmniej podarowali komuś bardziej potrzebującemu. Niepojęty dla mnie, idiotyczny, niedziałający system dystrybucji żywności na świecie przyprawia mnie o dreszcz. Na system nie mam wpływu, ruszam więc maleńki kamyczek, którym jestem ja sama. Jak inaczej zatrzymać marnowanie tych miliardów ton pożywienia, które mogłyby uratować ludzkie życia, jeśli nie zaczynając od własnej kuchni, własnej lodówki, własnych przyzwyczajeń?

Możesz uważać, że jestem rozpuszczoną wariatką, poprzewracało się w głowie, ot co. Możesz uznać, że wstyd ci za mnie, bo jestem twoją córką, koleżanką, znajomą. Możesz mnie podziwiać, jeśli chcesz. Możesz się zastanowić, możesz też po prostu się ze mnie śmiać. Powiedz, co wybierasz. A ja ci powiem, że świat jest większy, niż myślimy.

3 komentarze:

  1. Czy aby trochę nie przesadziłaś z dramaturgią? Nie wątpię, że widziałaś wszystko i wszystkich, o których tu piszesz, ale obawiam się, że Twoje przedsięwzięcie nie ma (niestety) żadnego przełożenia na ich życie, ich los. Rozumiem, gdyby chodziło o środowisko naturalne, ogólną sytuację gospodarczą, zdrowie konsumentów etc., jednak nawiązywanie do ciężkiej sytuacji wymienionych przez Ciebie bohaterów jest tylko solidaryzowaniem się dla własnych potrzeb poprawiania swojej etycznej postawy. Jak bowiem ma wpłynąć na ich los to, że nie wyrzucimy tego banana, pomidora, czy liczi? Tak czy inaczej energię i pieniądze wsadzone w te produkty wykorzystamy w inny sposób, ale z pewnością na własne cele. Żyjemy w świecie konsumpcjonizmu, taka jest praktyka. Paradoksalnie, te banany w śmietniku także napędzają czyjąś gospodarkę i to one mają szansę pomóc krajom, które są na niższym poziomie niż chociażby nasz. Rozwiązania tego ogromnego problemu należy szukać u źródła, nie w doraźnej pomocy- banał, ale co ja za to mogę, że tak jest!
    Myślę, że Twoje przedsięwzięcie jest udanym pomysłem i kierowanie się słowami Gandhiego „jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie” jest słuszne, jedynie uczulam na niepotrzebny patos. Poza tym- bajka, trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki; właśnie takich czytelników mi potrzeba :-) na patos pozwoliłam sobie dość świadomie, by nieco ubarwić formę bloga; lubię zabawę słowem i myślą w taki sposób. Oczywiście, że jeden konkretny banan nie uratuje nikomu życia ani nie zapewni kolacji, ale nie w tym rzecz - chodzi o pracę u podstaw. Problemu u źródła nie rozwiąże, pracuję więc na poletku własnego życia, zgodnie z Gandhim. Pozdrawiam!
    Krysia

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja mama uczyła nas, by nie marnować jedzenia. Kupuj tylko to, co jest Ci potrzebne, nałóż sobie na obiad tylko tyle, ile dasz radę zjeść itd. Znam osoby, które wyrzucają resztę zupy czy drugiego dania do kosza (mam na myśli to, co zostało w garnku, nietknięte), co można by z powodzeniem odgrzać na kolację lub kolejnego dnia na obiad (tak robi się u mnie - czasami mamy jedzenia na 2-3 dni;)) Poza tym od czego są zamrażarki? Z jabłek, na których postarzała się skórka, można zrobić ciasto, naleśniki z pysznym nadzieniem, ryż z jabłkami i wiele innych rzeczy... z obeschniętego pomidora czy ogórka (zamiast go wyrzucać), można okroić gorsze fragmenty, a resztę zużyć np. do sałatki z jogurtem. Z czerstwego chleba można zrobić pyszne grzanki np. francuskie (z mlekiem lub jogurtem i jajkiem). Tylko trzeba chcieć. Ktoś inny wyrzuci do kosza. Mnie szkoda. Nie lubię marnować żywności. Tak mnie wychowano.

    OdpowiedzUsuń